Prawdziwa historia Twierdzy
Od chwili, gdy Twierdza pierwszy raz pokazała się w sprzedaży, minęły juz 4 bite lata. Przez cały ten czas gracze wczuwali sie w fabułę gry, odkrywali nowe elementy rozgrywki oraz poznawali tajemnice sztuki wojennej wraz z rozwijaniem przeróżnych taktyk gry. Kiedy jednak okazało się, że Twierdza słuzyć nam może nie tylko jako gra komputerowa, ale i sztuka rozwijania wyobraźni, wielu z nas zaczęło opowiadać historie zwiazane ze światem Twierdzy i realiów gry. Fabuła Twierdzy została owiana legendą, która wciaż jest tworzona i rozwijana. W ten oto sposób powstała "Prawdziwa Historia Twierdzy" napisana przez graczy. Zapraszamy do lektury!
Akt Pierwszy -Upadłe Królestwo
Pamiętam, jakby to było wczoraj. Król, chcąc skorzystać z dogodnej sytuacji politycznej wyruszył na podbicie ziem barbarzyńców, mieszkających za morzami. Niestety, za jego plecami zawiązał się Pakt Czterech, spisek, który miał doprowadzić do podzielenia kraju na cztery części pomiędzy rządnych władzy zdrajców. Kiedy dotarła wieść, że król został pojmany, czterej zdrajcy wprowadzili w życie swój nikczemny plan. Prawie cały kraj uległ zmowie. Działo się to przez wolę poszerzenia swych terytoriów, chciwość, a także lęk przed armiami sprzymierzonych Lordów, którzy dowodzili rozbiorem. Jedynie trzej Panowie zachowali neutralność, przez co uchronili swe ziemie przed udziałem w niegodziwym spisku. Wśród rojalistów, stając na czele organizacji, znalazł się mój ojciec, który wciąż wierny królowi postanowił przemówić innym Lordom do rozsądku. Gdy byliśmy w drodze na rokowania z Diukiem Beauregardem na naszą kompanię napadli zbrojni wybijając całą obronę i stając w szranki z moim ojcem. Ja sam, poraniony i zdezorientowany , wraz z grupą wiernych ludzi, zdołałem ukryć się w głuszy leśnej. Zdążyłem zobaczyć tylko, jak ojciec staje do walki z dowódcą zbrojnych broniąc nasz odwrót, a zza zakrętu nadjeżdża konnica w żółte i czarne barwy. Straciłem ich z oczu. Musieliśmy uciekać. To był ostatni raz, jak zobaczyłem swego ojca.
Następnego dnia założyliśmy obóz. Nikt nie potrafił mi odpowiedzieć, co się stało z moim ojcem. O zmierzchu podszedłem pod namiot ocalałych dowódców grupy rojalistów, Lorda Woolsacka i Lorda Longarma, gdzie toczyła się kłótliwa dyskusja o tym, co czynić dalej. Wieczorem lord Woolsack podszedł do mnie i powiedział, że mianuje mnie dowódcą oddziału, który ma zebrać potrzebne surowce i ludzi, którzy będą potrzebni do uruchomienia wielkiej machiny rewolucji. Zostałem więc wysłany na wschód półwyspu, na którym znajdował się nasz obóz, na ziemie neutralne (a była to na najdalej wysunięta na południowy-zachód część kraju). Od tego momentu rozpoczęła się moja wielka przygoda...
Misja 2
Po przybyciu na miejsce zdałem sobie sprawę z marnego stanu grodu. Palisada tylko w połowie swojej długości była cała. Z niepokojem zacząłem odbudowywać zagrodę. Drwale pracowali bez przerwy, dzień i noc. Znosili drewno do grodu. Dzięki ich pracowitości szybko odbudowałem gród i wilki nam na jakiś czas niezagrażały. Lecz pewnej jak zwykle niespokojnej nocy wilki zaczęły wyć głośniej niż zwykle. Oznaczało to, że są bardzo rozjuszone. Pewnie przez mojego niefrasobliwego myśliwego, który wychodząc na poranne polowanie natknął się na sporą watachę tych okrutnych stworzeń. Niestety mój podwładny poniósł wtedy śmierć na miejscu.
Mój zwiadowca odkrył, że spora watacha grasuje w pobliżu mojego grodu. Musiałem działać szybko. Wyszkoliłem kilku łuczników i dałem im rozkaz warty na głównej bramie.. Jedyne co mi pozostało to w jakiś sposób zwabić wilki pod zasięg moich łuczników. Niespodziewanie przyszedł do mnie chłop, który chciał posłużyć jako przynęta. Nie stawiałem mu oporu. Poszedł w prawdopodobne miejsce przesiadywania wilków. A było to na pobliskim wzgórzu. Już nigdy nie wrócił... Ale wilki zaczęły zbliżać się w stronę mojego grodu. Gdy były dostatecznie blisko moi ludzie szybko zamknęli bramę wilkom dosłownie przed nosem. Łucznicy rozstawieni na bramie szybko uwinęli się z nimi. Okazało się że wcale nie było ich tak dużo. Po przeliczeniu około tuzina. Ale najgorsze dopiero miało nadejść....
Misja 4
Gdy na dobre uporałem się z wilkami lord Landarm wysłał mi wiadomoąć z gratulacjami. Ale nie chodziło głównie o wilki. Teraz miałem zająć się budowaniem fortu na granicy z ziemiami Diuca de puce. Landarm wysłał mi tę wiadomość w ukryciu, żeby lord Woolsack (który był przeciwny działaniom zbrojnym) się o tym nie dowiedział. Gdy dotarłem na granicę z ziemiami Szczura zaczynałem od zera. Powoli moja wioska zaczęła się rosnšć nie tylko gospodarczo, ale także militarnie. Wiadomo było, że Diuc de puce wysyła swoich żołnierzy, którzy patrolują te tereny. Gdy pierwszy oddział jego ludzi znalazł mój obóz byłem na to przygotowany. Moi dobrze wyszkoleni łucznicy szybko posłali ich na tamten ąwiat. Kolejne patrole były coraz większe, lecz i one nie mogły sprostać moim ludziom. Po kolejnym nieudanym ataku Diuc de Puce chyba zrezygnował. Więcej patroli nie było. Gdy ataki się skończyły lord Landarm poinformował mnie, że szczur poprosił o pomoc Snake'a który był podobno jego przyjacielem. Następne ataki miały być o wiele grozniejsze, bo wojska szczura zostały zasilone przez oddziały snake'a. Musiałem się przygotować na atak.
Misja 6: Propozycja Szczura
Po ostatnich wydarzeniach lord Wełnowór był na mnie wściekły, lecz sir Długoręka zaraz zaczął mnie bronić. Wełnowór pokłócił się poważnie z Długoręką, aż nagle... wpadł posłaniec w pomarańczowych barwach! - czyli Szczura!!! Po przeczytaniu listu Sir Długoręka krąłył przy kominku, a Lord Wełnowór zarządził, by pojechać na rokowania.
Długoręka przypomniał, że mój tata zginął podobnie, lecz to na niego nie zadziałało. W końcu przyjaciel mego ojca ustąpił.
Rano pojechaliśmy w wyznaczone miejsce. Rozbiliśmy mały obóz w kanionie skalnym- miejscu wyznaczonym przez de Puce'a. Wełnowór nie chciał wysyłać zbrojnych, lecz Sir Długoręka tak postąpił. Wysłaliśmy moich doborowych i patrzyliśmy na okropny widok. Szczur stał na skale, a na innych jego łucznicy! Nasi zaczęli desperacki atak, lecz zakończył się klęską naszego wojska. Moi łucznicy towarzyszący mi niemal od początku zginęli.
Sir Długoręka chciał niemal zamordować Wełnowora, lecz go powstrzymałem. Nie czas na rzeź własnych ludzi- gotujmy się do obrony!
Długoręka wysłał posłańca do swego zamku by wysłano murarzy. Ci wkrótce przybyli i zaczęliśmy budowę nowej fortecy- nie drewnianej- o nie! Szczur ponoć- jak twierdzą nasi szpiedzy- zaczął masową produkcję broni i w naszym kierunku zmiesza świetnie wyszkolona armia(jak na nasze obecne możliwości militarne).
Po wybudowaniu donżonu(czyli siedziba- wieża- przyp. autora). Potem spichlerz i zaczęliśmy wydobywać kamień. Kamieniarze w pocie czoła wydobywali w kamieniołomach najleoszy kamień, potem wół ciągnął go do składu, a murarze budowali mur wedle moich planów (po rozmowie z architektami obu władców).
Oczywiście nie zapomniałem o drewnie i drwale w tym samym czasie wyrąbywali okoliczne drzewa. Później zająłem się żywnością. Zamek rósł w oczach. Był o wiele piękniejszy niż ten, który dotychczas powstawał z rąk mych ludzi i ludzi Lorda Wełnowora i Długoręki. Potem trzeba bło obsadzić łuczników- bo nie tylko mury chronią zamek! Bez żołnierzy najtrwalsze mury padną, więc łuki powstawały błyskawicznie. Przy pierwszym ataku moi wyszkoleni łucznicy z okolicznej ludności nie pozwolili nawet podejść żołdakom Szczura. Potem było trochę gorzej- jednak za każdym razem dzielnie się broniliśmy.
Najgorze było potem. Nie tyle drabiny obloężnicze sprawiały problewmy co katapulty. Mimo, iż już stanęliśmy z nimi w szranki, tym razem byłą to większa armia i moi ludzie, aż z siedziby miotali strzały, bo się bali pocisków lecących na mury. Jednak nawet gdy przerwano fragment muru moi łucznicy unicestwaili każdeego arwersarza, a i katapulty zostały znoszczone po zakończonym oblężeniu...
Rozdział 12: "Okup"
Niestety, dotarły do nas smutne wieści. Lord Wełnowór został okrutnie zamordowany przez Diuka de Truffe. Ciało jego zostało wystawione na dziedziniec zamkowy siedziby Lorda ku przestrodze buntującym ostatnio się chłopom przeciw tyranowi.
Tymczasem Sir Długoręka powrócił już z ceną okupu po negocjacjach. Tylko skąd wziąć te pieniądze?
Szpieg na dworze Węża, doniósł, że diuk buduje nowy skarbiec. Jest on słabo ufortyfikowany i nie będzie probloemu. Trzeba tylko wykurzyć straż. Sir Długoręka przysłał mi kilku kopaczy, ludzi, którzy podkopują się pod mur, by go osłabić. Często tracą życie podczas tych operacji, jednak są bardzo skuteczni.
Najpierw wysłałem na wzgórze kilku strzelców. Ich zadaniem będzie zatrzymywanie wszystkich, którzy spróbują wyjść. Reszta będzie ostrzeliwywać kuszników oraz łuczników Węża. Propo łuczników, widać , że z nowego zaciągu, gdyż z łukiem mieli chyba dopiero tydzień temu pierwszy raz się spotkać.
Tymczasem kopacze podkopywali się pod fortyfikacje Beaugearta. Gdy te się zawaliły, a ostatni kusznik zginął z rąk mych strzelców, moi pałkarze i włócznicy wbiegli do środka i zabili paru pałkarzy, którzy mieli oprócz strzelców trzymać w ryzach fort.
W skarbcu było 1000 złota. Nie tyle, ile się spodziewałem, lecz i nie tym nie wolno gardzić.
Gospodarka mimo, iż jest to skarbiec, została dobrze utworzona. Jedzenie szybko trafiało do spichlerza, materiałów budowlanych i zasobów było pod dostatkiem, a wieczorkiem ludzie spędzali wolny czas w karczmie. Sam udałem się do gospody i pod przebraniem zapytałem się chłopa, czy Wąż spróbuje nas odbić. Odpowiedział mi, że na pewno tak. Więc zaczynają się kłopoty.
Rano postawiłem, że nie będę litościwym ekonomistom i będę zabierał siódmą część dochodu. Jedna dziesiąta pójdzie na kościół , a chłopi przeżyją. Postanowiłem, że trzeba ograniczyć wydawaną żywność i część po prostu sprzedawać. Po ogłoszeniu tych nowin przez herolda, ludzie nie byli smutni, źli, ale dziwnie spokojni. Czy Wąż zdzierał z nich wszystko?
Zwiększyłem natomiast liczbę kopalni żelaza i złoto rosło w oczach. Przy okazji rekrutowałem też nowych strzelców, by oprzeć się atakowi. A ten nastąpił nagle. Na choryzoncie pojawiło się dużo pałkarzy oraz kusznicy. Nie Ci z zaciągu Węża, ale najemni, a Ci są o wiele groźniejsi, gdyż znają wojenne rzemiosło wiele lat. Wzleciało wiele szypów(strzał)szaropiórych w powietrze, bełty przeszyły powietrze, krew trysła po obu stronach, lecz większe straty... odniósł wróg!!! Tak! Morale się poprawiły i od razu kolejne strzały wzniosły się w powietrze z murów. Gdy ginęli kusznicy, pałkarze zastawiali się "co robić ?". W końcu ruszyli na bramę, lecz czekała ich niemiła niespodzianka. Oprócz strzał nagle kraty się podniosły i z rozbiegiem wybiegli moi ludzie. Nie miali oni(ludzie Węża)szans na przeżycie. Zostało rannych paru mych ludzi, a oni... Cóż, kruki będą miały dzisiaj ucztę.
Ataków było jeszcze kilka, lecz tym razem sprawniejsze. Najemnicy już się nie pojawili, walczyli normalnie, lecz jeden mnie zastanowił. Czemu kilku ludzi walczyło lepiej niż całą armia Węża razem wzięta? Chyba Wilk albo Wieprz przesłał posiłki...
Na szczęście nastał ten dzień. Złotem zapełnił się cały skarbie, kupiec kupił jeszcze pare kamieni, za które dał pięknie ozdobioną zbroję i ona też wylądowała w skarbcu. Sir Długoręka może wyruszać...