 |
stronghold - Boże Przeznaczenie
|
|
|
|
 |
 |
Boże przeznaczenie
Chapter 1
Ciepły poranek nastał. Było pewne że dziś wydarzy się coś ważnego. Allen jak zawsze strugał wielkiego bohatera, który nie zna granic swej odwagi. Dzisiaj jednak musiał o tym zapomniec. Czekało go ciężkie spotkanie z córką samego Wilhelma zwanego Rudym.
- Pospiesz się Allen, długo będę jeszcze na ciebie czekac? Świt nastaje. - krzyknął hrabia Del Sasinto. Del Sasinto był hrabią w jednym z miasteczek w Akwitanii na południu Francji. Ziemie te uzyskał od ojca który zginął w wojnach z francuzami. Dwa lata temu został wygnany z Akwitani skąd nie zabrał ani grosza. Sasinto postanowił osiedlic się tutaj, w Normandii. Trafił przypadkowo na Allena, odważnego rozbójnika który miał swoje włości na ziemi normandzkiej. Nastały jednak czasy ciężkie. Rok obecny - 1094 to rok zasług ojców, dzięki którym potomkowie mogli dogodnie życ. Allen był inny troszeczkę. Szanował swojego nieżyjącego ojca, kontynuował jego politykę. Choc jego ziemie były biedne, zaledwie dwie małe mieściny cztero tysięczne, to wiedział że kiedyś i on dostanie swoja szanse na prawdziwy sukces. Del Sasinto miał mu w tym pomóc. Miał on doskonałe kontakty z hrabiami, księciami z Niemiec, Francji.
Tymczasem jednak musiał zrobic pierwszy krok do sukcesu. Miał poznac córke króla Anglii - Antoninę. Antonina była bardzo ładną, szczupłą kobietą jak opowiadano. Nie to jednak interesowało Allena. Interesowała go polityka. Miał zamiar związac się z Antoniną przez co zostałby spadkobiercą tronu angielskiego. Zadanie było bardzo trudne jak na 23-letniego, mało zamożnego "bohatera". Miał wielką treme przed tym spotkaniem, ale odważnie podążył do powozu zajmowanego już przez Del Sasinto.
- Już idę, już idę. Co Ty taki niecierpliwy dziś jesteś? - zapytał Allen.
- Będą problemy. Duże problemy... - niepewnym głosem zawiadomił Sasinto.
- Jakież to? Przecież statek mamy opłacony przez Twojego kuzyna prawda? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak, tyle że Wilhelm zablokował wszystkie porty normandzkie! - krzyknął czerwony ze złości Sasinto. Na tą wieśc Allen tylko burknął coś pod nosem i zawołał :
- Gregory, Rockinie, muszę was wziąśc ze sobą. - krzyknął w głąb wioski Allen. Od razu na placu skąd odjeżdżali zjawili się wyżej wymienieni mężczyźni ucieszeni głodem przygód.
- Mogą wystąpic problemy - ciągnął dalej Allen - Porty są zablokowane to będziemy musieli sobie... je sami odblokowac. - zakończył i zaprosił mężczyzn do powozu.
Podróż trwała krótko. Odbyło się bez żadnych kłopotów, ponieważ już trzy dni później stali w porcie normandzkim w Caen - mieście jak i zamku, podstawowym do obrony z morza. W porcie wszyscy biegali, krzyczeli, przenosili towary i bili się miedzy sobą. Taki rozgardiasz panował już od kilku dni kiedy angielska flota zablokowała statkom normandzkim wypływanie i wpływanie do portu w Caen. Allen wstał i podszedł do Gregorego i Rockina : - Panowie. Plan jest taki. Widzicie tą obstawe przy "GraMerica"? Załatwiacie ich, najlepiej po cichu, my wskakujemy i od razu cała naprzód w stronę Anglii! - zakończył swoj plan Allen.
"Chłopcy" na posyłki tylko przytaknęli głową i udali się tam gdzie powinni. Walka była szybko i "bezbolesna" marynarze i obstawa statku po kilku sekundach spała z rybkami. Po chwili Allen i jego poddani na czele z Del Sasinto płynęli już w stronę Anglii nie ścigani przez nikogo.
W tydzien udało się im szybkim tempem doipłynąc do wybrzeży Hastings - historycznego miasta gdzie stoczyła się walna bitwa pomiędzy siłami Harolda i Wilhelma Zdobywcy. Nie było jednak chwili zmrużenia, musieli szybko dostac się w głąb Anglii - do Londynu. Allen był zdziwiony że szybko przeszli przez port angielski bez walk. W końcu żaden normandzki gośc nie był mile widziany na terenach angielskich. Kiedy byli już w powozie w drodze do Londynu Sasinto zapytał :
- Allen, co zamierzasz robic kiedy nie uda się namówic Antoniny do ślubu z tobą?
- Del, za prędko na takie pytania. Wiem jedno, na pewno wyjadę z tej przeklętej dziury zwanej Normandią. Nie ma tam życia odkąd na tronie siedzi Robert! Podatki są tak duże że ledwo starcza na utrzymanie gospodarstw a co dopiero z zyskami! - zakończył. Nikt więcej sie nie odezwał. Ciemna noc zapadała a lada godzina mieli dotrzec do stolicy Anglii.
Allen był człowiekiem bardzo religijnym. Przestrzegał słów i przekazań bożych. Dlatego nie zabijał a wyręczał się innymi. Był kawalerem. W końcu 23-latek nie musiał jeszcze posiadac żony, tymbardziej że nie był zbyt wysoko w hierarchi rodowych. Starał się jednak byc dobry i dbac o swych poddanych. Nie wystarczało mu jednak życie słabego i mało zamożnego władcy kilku wsi. Pragnął czegoś więcej, władzy, bogactw.
Boże przeznaczenie
Chapter 2
Kiedy dojechali do Londynu, Allen spał jak zabity. Nic dziwnego, dojechali już około trzeciej w nocy. Musieli czekac piec godzin pod murami miasta aby ich wpuszczono. O świcie kiedy w końcu przekroczyli piękne i wysokie mury Londynu, zatrzymał ich oddział straży milicyjnej angielskiej.
- Kim jesteście?! - zapytał strażnik, powoli przygotowując włócznie do ataku.
- Grupą normanów którzy przyjechali odwiedzic książną Anglii - Antoninę. - powiedział odważnie Del Sasinto który był bardziej znany w Europie niż Allen.
- Hmm, zaraz wezwiemy panią Antoninę i dowiemy się czy was tutaj sprowadzała. Adam, weź ich przyprowadz na dziedziniec a ja pójdę po księżną. - powiedział dowódca straży.
Po kilku chwilach normanowie siedzieli już na dziedzińcu głównym. A ze schodów schodziła piękna, obdarzona cudowną urodą - Antonina. Towarzyszyli jej dwaj uzbrojeni po zęby strażnicy. Widac świetnie dbają tutaj o rodzinę królewską - pomyślał Allen.
- Witaj Del Sasinto. - przywitała go księżna. Co cię tutaj do nas sprowadza? - zapytała pierwsza.
- Witaj pani piękna i urodzaju. Sprowadza nas tutaj ten młodzieniec Allen, chcielibyśmy z panią chwilę porozmawiac na osobności. - odpowiedział Sasinto.
W tym momencie rozległ się przeraźliwy huk w całym Londynie. Ludzie zaczęli wbiegiwac do domów, rzemieślnicy do warsztatów. Zrobił się w kilka minut chaos.
- Księżno! Musimy iśc! Szkoci znów oblegają miasto! - odpowiedział strażnik, zabral za rękę Antoninę i odszedł szybkim krokiem.
Allen spojrzał na swoich kompanów i zapytał :
- Walczymy? W końcu nic tak nie robi wrażenia na księżnej jak walka i rycerskośc męża. - mrugnął okiem Allen i zawiadomił straż że staną do walki.
- Po chwili dostali podstawowe bronie, jak każdy chłop w Londynie zdolny do walki. Tyle że ta mała grupka kilku normanów mogła zrobic dużo więcej w walce niż stu chłopów z ruszenia angielskiego.
Wojna angielsko-szkocka trwała na wyspach zawsze. Gdzie by się nie obrócic w historii Anglii tam zawsze Szkoci krzyżowali ich plany o bogactwach, podbojach. I teraz nie było inaczej. Zimna wojna na wyspach, nowy władca, nowe reformy spowodowały że Szkocki król Edmund chciał wykorzystac okazje i zagarnąc kilka ziem angielskich. Mimo rozłamu jednak armia angielska nadal była niezwyciężona na wyspach. Tymczasem Allen wraz z kompanami wszedł na najwyższą - dziewiątą wieże Tower of London - czyli budowli broniącej miasta. Widzieli już armie szkotów przygotowującą się do ataku w pobliskim lesie Woodshock. Było nawet pewne że będą chcieli zatakowac z marszu machinami oblężniczymi tak aby obrońcy nie mieli czasu na przygotowanie obrony i wezwanie posiłków. Dokładnie tak się stało. Już godzinę później pierwsze strzały z długich łuków szkockich latały w kierunku murów angielskich. Anglicy nie pozostali dłużni wrogowi. Straż łucznicza miasta na czele z Albronem Hild przygotowała cięciwy i chwilę później pierwsi szkoci polegli na polu bitwy. Król Szkocji który był obecny wraz ze swą armią miał jeszcze jednego asa w rękawie - oczywiście katapulty który kryły się w pobliskim lesie. Allen wraz z kompanami również stali w szeregu łuczników na murach, ostrzelając wroga. Co dziw bierze, żaden z żołnierzy angielskich jeszcze nie padł, czego nie można było mówic o szkotach...
- Idioci! Wyprowadź Hild konnice z zamku! Przecież oni do cholery machiny w lesie pokryte mają! - krzyczał Wilhelm Rudy król Anglii. - Chcesz znowu dwa lata odbudowywac Tower of London jak było kilka lat temu?! Nie możemy dopuścic do tego aby chociaż jedna kula poleciała w strone murów! - krzyczał. Dowódcy mocno się wystraszyli. Szybko pobiegli zwołac do stajen gotowe już konie do walki wraz z jeźdźcami.
Tymczasem na murach trwała walka z najgorszym - brakiem strzał do łuków. Łucznicy starali się jak mogli je oszczędzac ale dwu godzinny ostrzał cały czas robił swoje. Ale wieści były dobre. Szkoccy łucznicy również powoli wycofywali się z pola bitwy widząc że nie mają szans z siłą angielskich 'archers'.
- Pamiętajcie że jesteście Anglikami, walczycie o honor, o zwycięstwo, o Anglię! Żaden szkot nie pozna nigdy siły angielskiego miecza dopóki nie umrze! Jedźcie tam teraz, pokażcie że ziemie angielskie są chronione przez Boga! - tak przemawiał do konnicy zbrojnej angielskiej dowódca straży Hild. Przemowa ta widac było po nich że poniosła ich serca i dusze po zwycięstwo. Już kilka chwil później szkockie jęki umierających żołnierzy było słychac w całej Anglii. Nadziewani na kopie, miecze, włócznie. Allen z daleka z murów wypatrywał walczących dzielnie Anglików. Wieczorem bitwa dobiegała już powoli końca. Anglicy chowali zmarłych, również Szkotów jak przystało na rycerskośc. Chwila zwycięstwa.
Allen'a jednak nie interesowały huczne imprezy Anglików. Chciał się wraz z Sasinto spotkac i porozmawiac w końcu z księżną Antoniną. Niestety, doznał szoku. Okazało się że ze względu na bezpieczeństwo księżna została w czasie oblężenia wywieziona wraz z królową z Londynu natomiast Allen nie mógł sie dowiedziec gdzie.
Jakby jednak nie było, Allen wiele się nauczył. Zobaczył jak Anglicy władają twardą ręką, jak ich wojsko później znakomicie walczy. Co najwazniejsze nauczył się honoru i godności w życiu oraz manier podpatrywanych od bogatych Anglików. Z tymi zasobami wiedzy wracał statkiem "GraMerica" spowrotem do Normandii. Jego życie wraz z Sasinto było dosyc monotonne i 'nudne' - jak to Allen mówił. Zima nastała, rok 1095 dobiegał końca. Sasinto postanowił wyjechac do Skandynawii poszukiwac ziem gdzie mógłby się ustatkowac. Allen kontynuował dalsze rozwijanie wsi które powoli się rozrastały w miasteczka. Del Sasinto obiecał jednak że spotkają się jeszcze z Allenem kiedyś na pewno. I miał racje...

Tower of London
Boże przeznaczenie
Chapter 3
Tymczasem gdzieś na południu Francji zostało zorganizowany synod, czyli narada biskupów i księży z całej Europy pod nadzorem Papieża. Synod miał miejsce w mieścinie zwanej Clermont do której zawitał nawet sam Papież. To on miał wygłosic główne przemówienie, oraz oświadczyc reformy. Aktualnym Papieżem był Urban ll, bardzo nerwowy ale religijny człowiek. Był jednak pazerny na bogactwa, wszędzie go szukał, miał jednak chytry plan tym razem jak je zdobyc nie tylko dla siebie, lecz również dla Europy. Kiedy przez kilka biskupi wygłaszali swoje mowy, obietnice, propozycje reform, nastał ostatni dzień synodu. Całe Clermont było zgromadzone w pobliżu miejsca synodu. Teraz Papież miał wygłosic swoją podsumowującą ostatnią mowę. Papież wszedł na mównice, widac że jest zdenerwowany, większośc biskupów domyślała się że jego przemowa może zmienic losy świata, nie mylili się... - Drodzy chrześcijanie! - rozpoczął swą mowę Papież - Powinniście dążyć do tego, aby siłę waszej gorliwości obrócić na jaką bądz inną bożą i waszą sprawę.Wszak jest koniecznością, abyście niezwłocznie podążali z pomocą waszym braciom zamieszkującym na Wschodzie i potrzebują waszej, niejednokrotnie obiecywanej im pomocy. Na nich zwalili się bowiem, jak o tym większości z was doniesiono, Turcy i Arabowie, którzy dotarli aż do Morza Śródziemnego. Zajmując coraz dalsze ziemie tychże chrześcijan, oni uzyskali nad nimi przewagę niejednokrotnie rozbijając ich w walce, wielu zabili lub wzięli do niewoli, kościoły porozbijali, a imperium spustoszyli. I jeśli wy spokojnie pobłażać będziecie jeszcze przez pewien czas wszystkim tym gwałtom, oni zwycięzą jeszcze więcej ludzi oddanych Bogu.
Synod w Clermont
Dlatego zwracam się z pokorną prośbą, nie ja, lecz Pan, abyście wy, głosiciele Chrystusowi częściej nakłaniali wszystkich, do jakiego by kto nie należał stanu zarówno pieszych, jak i konnych, tak biednych, jak i bogatych, aby oni w porę pomogli wschodnim chrześcijanom i wypędzili z granic chrześcijańskiego świata ludzi niecnego rodzaju. Mówię to obecnym, polecam przekazać to nieobecnym. Wszak to nakazuje Chrystus.
Wszystkim idącym tam, w wypatku ich zzgonu na lądzie czy na morzu, lub w boju z poganami, od tej chwili odpuszczone będą grzechy. To przyrzeczenie idącym daję ja jako upoważniony od Boga. Jako hańbą okryje nas Pan, jeśli wy nie pomożecie tym, którzy są takimi samymi wyznawcami Chrystusa jak i my! Niech wystąpią przeciw niewiernym do boju, który należy zacząć, do boju, którym powiniwn przynieść w obfitości łupów, ci, od dawna przywykli nadużywć praw prywa- tnej wojny przeciw swoim współwyznawcom. Niech się obecnie staną rycerzami ci, którzy przedtem byli rozbójnikami. Niech obecnie prowadzą sprawiedliwą walkę z barbarzyńcami ci, którzy poprzednio walczyli przeciw braciom i wspólrodakom. Niech otrzymają teraz wieczną nagrodę ci, którzy dawniej za małą zapłatę byli najemnikami. Niech podwójny honor uwieńcza wysiłki tych, którzy trudzili się ze szkodą ciała i duszy. Kto tu nieszczęśliwy i biedny, tam będzie bogaty, kto tu przeciwnikiem Boga, tam będzie Jemu przyjacielem. Niech zatem idący nie zwlekają, ale, powierzywszy swoje dobra i zebrawszy środki na koszty podróży, z końcem zimy, najbliższą wiosnę niech z Bogiem żywo wyruszą w drogą! - tak zakończył swą piękną przemowe jednym tchem. Widac było ogromne zdenerwowanie na jego twarzy, a biskupi i księża klaszcząc zgadzali się i popierali decyzję Papieża. Wojna miała dopiero nastąpic.
W ciągu tygodnia wieśc o wielkiej wyprawie zorganizowanej pod znakiem Chrystusa rozniosła się po całej Francji, Cesarstwie, Brytani i Iberii, najdalsze wieści doszły aż za Wisłe. Rycerze, szlachta i prostacki lud przyjął tą decyzje doskonale. W końcu ich wiara mogła zostac wykorzystana do celów Bożych. Chcieli zostac zbawieni ci prości ludzie którzy przygotowywali się do wyprawy. Cel tej krucjaty [crux - łac.] dla szlachty i rycerzy był jednak zupełnie inny. Otóż mieli oni teraz doskonałą szanse podczas zaludnienia Europy, wydostac się stąd i zagarnąc ziemie podczas wyprawy, gdzie mogliby się spokojnie osiedlic lub je sprzedac. I tak całą zime lud i rycerze Europy gromadził zapasy na wyprawe, wyprawe jaka jeszcze się nigdy nie odbyła...
W noc sylwestrową wspaniała wieśc o krucjacie dostał również Allen który tymczasem grzał się przy kominku. - Gregory! Greeegory! - wołał swego wiernego poddanego.
- Tak panie? - wszedł zmarznięty Gregory.
- Powiedz mi, ile mamy zapasów żywności w wioskach, na ile dni marszu starczy dla dziesiątki rycerzy? - zadał pytanie które zaskoczyło Gregorego.
- Hmm, myślę że przy dobrym rozdzieleniu mógłbyś panie z pół roku iśc i jeśc! - zaśmiał się Gregory. - Świetnie, to dobrze rozdzielaj, ruszamy na krucjate. - odpowiedział pewnie Allen.
- Cooo? Jak to?! Chcesz to panie wszystko zostawic?! - pytał z niedowierzaniem poddany.
- Tak, zdobędziemy nowe ziemie i je osiedlimy, zostaniemy panami bliskiego wschodu! - krzyczał Allen, niespodziewał się że wyprawa da mu się tak bardzo we znaki...
Tymczasem z bliskiego wschodu nadeszły wieści że ogromna armia ludowa na czele której wyprawił się Piotr Pustelnik została pokonana przez tureckiego sułtana pod Nicea. Mimo że lud z Europy miał przewage liczebną to jednak dużo lepsze wyszkolenie tureckich wojsk pokazało że nie należy ich lekceważyc. Papież był bardzo zniesmaczony tym faktem, ale wierzył że krucjata rycerska wypadnie dużo lepiej w porówaniu z tą ludową. Tymczasem zima minęła, gorący czerwiec nastał, bardzo gorący. Europejczycy byli już gotowi w większości do świetej wojny. Po spłacali długi, niektórzy sprzedawali ziemię i kupowali jak najlepsze zbroje i miecze. Allen siedział teraz u miejscowego kowala w swojej wiosce :
- Tak, o tak, piękny miecz! Proszę mi jeszcze dorobic podręczny nóż normandzki, oraz oczywiście zbroje płytową. - Zachwycał się.
- Oczywiście, ale panie, to będzie wiele kosztowac... - ciągnął kowal.
- Wiem, wiem, ale rób co trzeba, słono ci to wynagrodzę, a i nie zapomnij na pochwie do miecza wydębic znaku krzyża. - uśmiechnął się Allen i wyszedł.
Normadzki Rycerz
Boże przeznaczenie
Chapter 4
Allen miał mały problem podczas przygotowań do krucjaty. Musiał wybrac z jakim panem ma się udac na wyprawe, przecież żaden rozsądny człowiek nie bedzie maszerował przez całą Europe całkiem sam! Dlatego musiał podjąc decyzję. Okazało się po krótkim zwiadzie że z Anglii wyrusza tylko grupa dwustu możnych na swych wieszchowcach, dlatego wybrał że wyprawi się z Robertem - księciem Normandii który miał przy sobie miec prawie sześc tysiecy wojaków. Robert miał czekac na możnych którzy chcą dołączyc do końca czerwca w Rouen, stolicy Normandii. - Gregory, zostało jeszcze trochę czasu, prawie dwa miesiące, chciałbym zakupic tobie i Rockinowi cwiekowe zbroje, abyśmy szybko niepolegli podczas walk z Saracenami - zaśmiał się Allen.
- Tak panie, ale... - nie zdążył dokończyc.
- Wiem, brakuje złota w skarbcu, dlatego musimy je jakoś zdobyc, po to cię wezwałem. Dostałem list od Del Sasinto, naszego dobrego przyjaciela, piszę on w nim że jest w Stavanger - w Norwegii, mieszka w małej wiosce gdzie jest wodzem dzikusów. Pisze również że Stavanger jest słabo chronione a bardzo bogate, dlatego gdybyśmy zabrali kilkudziesięciu wieśniaków i wyprawili sie flotą do Skandynawii to zdobylibyśmy dodatkowe środki na wyprawe. - tłumaczył Allen poddanemu.
Gregory, mimo że miał dużo mięśni to jednak był bardzo rozsądny i uczony, studiował pare dni na Uniwersytecie Paryskim, gdzie się mimo krótkiego czasu wiele nauczył. W sprawach administracyjnych przewyższał nawet Allena o wiedze.
- Zgoda panie, ale to bardzo, bardzo ryzykowna wyprawa, Normanowie mogą nas skazac nawet na banicje... - odpowiadał Gregory ale na próżno, Allen był pewny swego.
- Trudno, zawsze jest ryzyko, na następny tydzień chcę miec statek gotowy w porcie Caen. Wieśniaków sie zbierze i ruszamy, a ja tymczasem odpisze Sasinto...
Tydzień później wszystko było gotowe. W porcie odbyło się bez żadnych problemów. Wynajęto marynarzy i nowo wybudowany statek "Crusade Castle" ruszył na Morze Północne które było pełne korsarzy z Skandynawii. Na całe szczęście podróż przebiegała świetnie, do czasu... No właśnie, do czasu kiedy dopływali już do Norwegii kiedy zatrzymał ich patrol marynarki tego kraju. Dziwne, nigdy się to nie zdarzało, kiedy kontrolowali podróżników to dopiero w porcie a nie na pełnym morzu...
Kapitan patrolu wszedł na kadłub aby był widoczny i było go dobrze słychac.
- O tej chwili marynarze z Normandii jesteście na terenie Królestwa Norwegii pod władzą Knuda ll Śmiałego. Jako przybysze z innego kraju, zostaniecie patrolowani do końca wyprawy dopóki nie opuścicie terenów Norweskich. - zakończył mówic. Patrol odpłynął troszeczke, ale podążał krok w krok za "Crusade Castle".
- Bardzo dziwne, w żadnym kraju nie praktykują takich patroli, dopiero kontrola w porcie. - mówił Gregory. Po dwóch tygodniach "kontrolowanej" żeglugi dotarli do portu w Stavanger. Od razu Allen zabrał swoich kompanów z wieśniakami do małej wioski Del Sasinto. Okazało się że ten żyje tam jak prawdziwy król! Piękny dom, ochrona w gotowości. Del czekał na przyjęcie przyjaciół. Od razu zaczął od konkretów, bo po nie przyjechali Normanowie. - Przeprowadzimy szturm jeszcze dziś. Zmiana warty jest o zmierzchu, mur jest drewniany więc łatwo go rozbijemy żelazem. Podpalamy domy i rzucamy się w stronę skarbca zabijając każdego kogo napotkamy. Plan prosty. - spojrzał na zdziwionych kompanów z uśmiechem Sasinto.
- Co jeśli nadejdą posiłki? - spytał po dłuższej chwili Gregory.
- Wy odpłyniecie, a mną się nie martwcie, mam dzielnych wojowników - mówiąc to spojrzał donośle na oddziały stojące za nim którzy byli gotowi oddac życie za Sasinto.
Kiedy zmierzch zapadł, grupa około dwustu Normano-Skandynawów przedarła się pod palisade miasta. Pół godzinny prawie trwało przebijanie mieczami i toporami drewnianego muru. Wojownicy starali się to jednak robic najciszej jak się da. W końcu jednak palisada "pękła". Niestety, dziura była tak mała że żołnierze musieli pojedyńczo wchodzic do miasta. Kiedy już jednak wszyscy się tam znaleźli, rozpoczęła się rzeź, wojownicy Allena i Sasinto rozpoczeli podpalanie okolicznych budynków i zarzynanie mieszkańców. Mimo tego milicja miejska uzbrojona w włócznie zdołała okiełznac dym i przedarła się do wroga, tu jednak czekała ich śmierc z rąk wyszkolonych dzikusów Del Sasinto. Szybko pojęli żeby im nie wchodzic w drogę. Sasinto i Allen spokojnie dopadli skarbiec miasta i wywieźli z niego ile tego ich wierzchowce unieśli, prawie trzysta tysięcy skandynawskich koron. Nie minęła godzina a Allen z kompanami i sto pięcdziesięcioma tysiącami koron siedział już na flocie wypływając z portu. Dzięki temu zdobył to co najpotrzebniejsze do wyprawienia krucjaty - funduszy, które były niezbędne do żywności i uzbrojenia. W Normandii czekała go jednak bardzo negatywna niespodzianka. W czasie drogi nie obyło się bez kłopotów, Gregory zapadł na jakąs nieznaną chorobą, lecz powoli dochodził do zdrowia.

Statek "Crusade Castle" Allena
|
Dzisiaj stronę odwiedziło już 12 odwiedzający (18 wejścia) tutaj!
|
|
 |
|
|
|